Po pierwsze odebrałam psa z "obozu przetrwania" u cioci Agnieszki (za co serdeczne ukłony i fanfary po raz 102 :) ) --> w ramach krótkiego wyjaśnienia: Pippin by u cioteczki podczas mojego wyjazdu do Holandii, gdzie pracowałam jako "zbieracz owoców nakrzaczkowych" czyli wszelakiej maści borówki, maliny i jeżyny mniam! i w ramach wolnego czasu ćwiczyłam miotanie dekli trochę dalej niż na pierwszą strefę ;) A w praktyce wyglądało to mniej więcej tak:
prawda,że uroczo ;) ?
Po drugie: za zarobioną kaskę kupiliśmy: kalkulator do nagrywania filmików, mini statyw i szarpaki (dzięki Sharpak Factory!) i w sumie już można się bawić, ale czegoś cały czas brakowało...ciągle jakiś taki niedosyt...
aż tu pewnego pięknego dnia... po dość długim deptaniu i namawianiu, Kuba zrobił je specjalnie dla nas :) i oto są hopeczki do nauki hopsania :)
Pipczak oczywista dzielnie pomagał ;)
i oto są :) |
Szkoda, że nie ma komentarzy. To mi się bardzo nie podoba.
OdpowiedzUsuń