28 stycznia 2016

ambicja? nie, dziękuję...


„Wystający gwóźdź dostaje w łeb” czyli rzecz o ambicji… 

a może o rezygnacji z niej, na rzecz „tylko fun’u? O słabości, a może raczej o skromności? Powód do dumy, czy wstydu? I o tym kiedy kończy się ambicja, a zaczyna niezdrowe „parcie”. 

Skąd TO? I dlaczego siedzi w nas, gdzieś głęboko, albo krąży zaraz pod powierzchnią skóry… ? 



Otóż, problem swoimi korzeniami sięga czasów, kiedy to człowiek biegał po sawannie, z przepaską na tyłku i dzidą w ręku. A zgadnąć przecież nietrudno, którego z wojowników witano gromkimi wiwatami w wiosce…Tak, tego, który przytaszczył ze sobą największego zwierza na obiad… Wojownik taki cieszył się powszechnym uznaniem, sławą, otrzymywał wszelkie przywileje i najlepsze gadżety, stada fanów i setki lajków na fejsie… Oczywiście wszystkie te dobra zachęcały wojownika do wzmożonych wysiłków, doskonalenia się w swoim rzemiośle, by utrzymać pozycję w plemieniu i konkurować z innymi wojownikami w myśl zasady „szybciej wyżej mocniej”… owa tendencja do bycia naj/pro utrzymuje się po dzień dzisiejszy i nazywa się – kultura Zachodu. 

Dlaczego więc wstydzimy się ambicji jeśli jest ona dla człowieka tak naturalna? Bo to nie modne? Passe? Bo co ludzie powiedzą? Hmm… Bingo? 

Ano, powiedzą. To bardziej niż pewne. Jeśli ci się uda coś osiągnąć, to zapewne ktoś ci pomógł, no i trafił ci się zajebisty pies, na którego nie zasługujesz i go ‘zajeżdżasz’, bo ty sam jesteś „średni” żeby nie powiedzieć „słaby”. A jeśli ci się nie uda, to będzie coś w stylu, że tak to się właśnie kończy jak się ma przerost ambicji i o „biednym zajechanym psie” też na pewno wspomną. 

Ale wiesz, co może cię spotkać najgorszego? To, że wyciśniesz z siebie siódme poty …a i tak nie dasz rady i spadasz w plemiennej hierarchii na swój spracowany tyłek… a poza tym to człowiek głupio wygląda jak się tak bardzo stara… 

Więc lepiej nie pokazywać światu, że człowiekowi zależy… 

W literaturze stoi, że presja społecznej oceny rodzi 3 rodzaje sportowców: 


Pierwsi z nich to tak zwani mistrzowie. Wbrew powszechnej opinii nie mają tego wszystkiego w dupie. Po prostu potrafią przekuć krytykę w konstruktywne paliwo napędzające ich działania, radzą sobie z presją, oczekiwaniem otoczenia, potrafią na trzeźwo ocenić sytuację, znają swoje słabe i mocne strony, stawiają wysoką, ale nie niemożliwą poprzeczkę dla siebie i psa, wiedzą na co ich stać potrafią utrzymać swoje nerwy na stalowej wodzy, mają swój plan i w dupie to co powiedzą inni… 

Kolejne dwie grupy wypadają dość blado przy mistrzach, głównie dlatego, że ich głównym zajęciem jest przejmowanie się szeroko pojętymi „innymi”, chociaż dużo energii wkładają w zapewnienie, że na opinii środowiska wcale im nie zależy. 

- „frustraci” - Tu właśnie zaliczamy wszystkie osoby, które wrzucają filmiki z piesełem na jutuby i co 15 sekund odświeżają statystyki… 

Takie osoby presja środowiska silnie napędza, czasem zbyt silnie. Do tego stopnia, że zaczynają odgrażać się światu „ja wam jeszcze pokażę na co nas stać!” Reprezentanci tej grupy nie walczą tylko o wygraną w zawodach, oni walczą o swoje JA, być albo nie być, o szacunek do siebie i uznanie, o bycie w „towarzystwie”, o bycie „kimś”… To rodzi frustrację, która prowadzi do kiepskich wyników, które rodzą frustrację, która prowadzi do kiepskich wyników, co rodzi… czujecie to? 

Ech… biedny zawodnik…biedny pies... 

-Drugi typ „nie mistrzów”, to ci, którzy siedzą ciiiiiichutko i tylko czekają, aż będą mogli wyskoczyć z tortu na swoje 5 minut i wtedy pokażą całemu światu, a co! To tak zwani „uciekinierzy”, którzy rezygnują ze swoich marzeń, bo boją się, że ktoś posądzi ich o „przerost ambicji” lub o równie popularne „nie cieszenie się z pracy z psem i zajeżdżanie go”. A może to tylko taka poza ludzi fałszywie skromnych? Którzy wmawiają sobie i światu, że liczy się tylko fun z zabawy z psem, a nie zawody, a tak naprawdę boją się porażki…? Nie wiem, nie znam się… 

Ale czasem zastanawiam się dlaczego rezygnujemy? Może… 

-po prostu mamy braki w wiedzy i utknęliśmy w martwym punkcie? 

-ciągle porównujemy się z innymi i nie wytrzymujemy presji? 

-zbyt dużo przeciwności, wiatr w oczy i kłody pod nogi? 

-a może uważamy, że jeśli nie robimy czegoś na super poziomie, to lepiej nie robić tego wcale? 


Masa pytań kolebie mi się po głowie, kiedy już na jakieś sobie odpowiem, to wydarza się coś, co każe mi gruntownie zrewidować swoje poglądy i niejednokrotnie wywrócić je do góry dnem… bo czy możliwe jest jednoznaczne rozstrzygnięcie? 

Czy mamy bez skrępowania pokazywać, że owszem, zależy nam na wygranej, czy doprowadzić do mistrzostwa siedzenie pod miotłą? Czy jeśli już zdecydujemy się na walkę, to czy lepiej indywidualnie dążyć do zwycięstwa, czy lepiej nie wystawać poza grupę? 


Na dzień dzisiejszy, po godzinach rozmów, obserwacji i własnych startów w zawodach myślę co następuje: w czasie codziennych treningów z psem przyda nam się cierpliwość tybetańskiego mnicha (wiecie…tego na tafli jeziora, co ma cały wagon kolegów,,, o taki;)) i jego droga do doskonałości, która sama w sobie jest celem i nagrodą. Jednak pamiętajmy, że mamy duszę wojowników, więc dlaczego by nie stać się najlepszym z nich… 

i pamiętaj, żeby...





Post inspirowany artykułem Pani Malwiny Użarowskiej. Serdecznie pozdrawiam. 









11 komentarzy:

  1. Bardzo ładnie napisane. W dzisiejszym świecie ludzie którzy odnoszą sukcesy i mają ambicje do dążenia dalej są krytykowani ze zwykłej zazdrości. A czemu ludzie zazdroszczą? Chyba dlatego że chcieliby coś osiągnąć ale nie chce im się więc lepiej hejtować ludzi którym się chce coś robić. Pozdrawiam

    ---------------------------
    swiatsary.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzięki, lepiej bym tego nie ujęła :) no i jeszcze sławne "nie znam się więc się wypowiem" ;) i wtedy krew zalewa mnie totalnie...

      Usuń
  2. Czyli tylko ja mam gdzieś innych:) Pracuję dla siebie, dla psa (raczej nie :D), dla naszej więzi, zajęcia, utrzymania symbiozy. Krytyką przejmuję się dopiero wtedy, gdy jest to na żywo (i nie zawsze bo każdy "zwykły" kowalski potrafi krytykować) a nie zza monitora.
    Post świetnie napisany aczkolwiek uważam, że tych grup jest więcej ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o tak! krytykować trzeba potrafić, zrobić to tak, żeby nie wgnieść w błoto, tylko popchnąć do działania w odpowiednim kierunku, to sztuka nieopanowana przez większość społeczeństwa. Ja cały czas pracuję nad nieprzejmowaniem się... Kiedyś np nie wychodziłam ćwiczyć rzutów do parku, bo.....ludzie się na mnie dziwnie patrzyli ;) powoli mi przechodzi ;)

      Usuń
    2. Taak, a później można usłyszeć, że psiarze nie znoszą krytyki ;)

      Usuń
  3. A ja sądzę że krytyka nie jest zła. Oczywiście KONSTRUKTYWNA krytyka. Np. jeśli trenujesz agility i ktoś powie że Twój pies źle ląduje, to odbierasz to za potworną krytykę hejtera? Osobiście bym podziękował tej osobie (jeśli miałaby rację) i szukał rozwiązania problemów.

    A czytając fragment o "frustratach" od razu przypomniały mi się posty na blogach dzieci "Jak nie będzie 10 komentarzy, zamykam bloga". I było 5 "komuw" czytelników i 5 odpowiedzi autorki które były typu "XD" ";)". Jeśli ktoś naprawdę lubi blogować, zwisa mu czy ma 3 czy 30 komenatrzy, czy 1000, czy 100 000 wyświetleń strony.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. masz rację :) fragement o "frustratach" min, o tym jest :)
      Lubię konstruktywną krytykę i na kazdym seminarium o nią wręcz proszę :) ale o właśnie KONSTRUKTYWNĄ, tak jak piszesz, nie o hejty dla hejtu :) chcę, żeby ktoś, kto wie więcej ode mnie powiedział mi co robię źle, ba!nawet za to zapłacę, od tego są seminaria ;)

      Usuń
  4. Bardzo fajny tekst. W sumie, zgadzam się z nim, ale zabrakło mi rozgraniczenia na sportowców i amatorów - przy czym wcale nie uważam, że sportowcem w kontekście kynologicznym są jedynie osoby startujące w zawodach, chodzi mi raczej o pewne poważne podejście do sprawy, które wiąże się ze skupieniem na celu, dbałością o detale, etc., a nie tylko myśleniu o nowych filmikach na yt. Mam wrażenie, że doskonale widać to w obi, które praktycznie każdy trenuje, ale to trenowanie to takie mizianie po to, żeby móc powiedzieć, że pies umie chodzić przy nodze. A to, że to chodzenie przy nodze z obi nie ma nic wspólnego to już inna sprawa. ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w sportach kynologicznych jest zaledwie garstka osób, o których można napisać, że są to "profesjonalni sportowcy", całą resztę zaliczam do "amatorów psich sportów" nie odbieram im również prawa do nazywania się "sportowcem", i o tych drugich własnie jest ten tekst, o ludziach, którzy jeżdżą na seminaria, dłubią coś na podwórku, podpatrują tutoriale w necie, startują lub nie ze swoim psem, zazwyczaj mając tylko 1 sztukę :)

      Usuń

AddThis