Przed każda ważną, a w szczelności, pierwszorazową „czynnością” jak np. matura, egzamin na
prawko, czy tp już na kilka dni przed, odczuwałam „skręt żołądka” „zimne poty”
„mroczki przed oczami” czyli wszystkie symptomy totalnej paranoi i
nadchodzącego armagedonu J
…. Jutro nasz debiut w Startersach na DcDc… i co …? … i nic właśnie… heh J chciałabym napisać, że
to wszystko zasługa fantastycznego przygotowania technicznego, przemyślanego
treningu, nieskazitelnej kondycji, ale tak nie jest J Często i gęsto udaje się nam
totalnie spierdzielić coś, co było wyćwiczone na tiptop, ja pałącze rzuty, a
Pip stwierdza, że mózg to produkt deficytowy i nie ma co nim tak szastać na
prawo i lewo więc go dziś pooszczędza…. ;] życie…. Ech…. A wracając do tej
matury, tam wszystko zależało tylko i wyłącznie ode mnie, to co sobie
wtłoczyłam w głowę, umiejętności które nabyłam były moje i tylko na sobie
mogłam polegać i mieć pretensje, jak coś poszło nie tak, a znając swoją schizę
„perfekcjonistki” presję wywierałam tylko na sobie, żeby było jak najbardziej
NAJ… a tu nagle klops…. Frisbee jakby nie patrzeć, to sport zespołowy….ZESPOŁOWY!
matko i córko! A tego swojego „zespolnika” trzeba samemu wszystkiego nauczyć!
Wytrenować, a jak coś nie „pyknie”, to pretensje można mieć tylko do siebie. A
w dzień „ostateczny” na zawodach trzeba mu mocno zaufać.
aaAAaaaaaa… ciężki ten tydzień… masa myśli kłębiących się
gdzieś po czaszce i te wątpliwości… kiedy zrobić ostatni trening przed
zawodami, czy zmienić coś w diecie, karmić czy nie karmić w dzień zawodów,
robić normalne treningi do końca, czy zrobić próbę generalną, z muzyką czy bez,
a jak trenowałam bez muzyki, to czy jak mi włączą na zawodach, to mi się nie
posypie układ, owijać mu nadgarstki bandażem, robić rozgrzewkę, czy wystarczy
poranny spacer… no istna masakra!
Także postanowiłam nie katować swojego umysłu takimi
myślami, tylko skupić się na wizualizacji najbardziej zajebiaszczego fristajlu J miło spędzić czas J i pomogło!
J
Po pierwsze -relaksacja i kontakt z naturą J - mała wyprawa z moim hobbitem po naszym osobistym Shire J
A kto mnie zna ten wie, że nie lubię jak mnie boli ;) i że jestem w "posiadaniu" najlepszej Narzeczonej Brata na całym świecie, wliczając w to okoliczne wioski :)
otóż - Kamila jest posiadaczką niezwykłego talentu manualnego i maszyny do szycia, na której owe talenty uskutecznia :) tak więc - ze spodni z lumpa i resztek - a dokładniej z rękawa od kamizelki nurkowej, powstało arcydzieło frisbowego fristajla ! :D Panie i Panowie! Przedstawiam uniwersalne portki do frisbee z wbudowana opcją <legvaulta> :D Kama! jeszcze raz wieeeelkie DZIĘKI! :D
ja w tzw <międzyczasie> wspięłam się na wyżyny swojego kunsztu krawieckiego i przyszyłam guzik ;) ładny c'nie? ;)
całość prezentowała się tak :)
muszę też "pociaśnić" guziczek coby porcięta nie spadały mi z doopeczki następnym razem ;)
Na początku posta pisałam co o przygotowaniach "wcześniej", żeby ograniczyć stresy i nie ogarniać wszystkiego na ostatni dzwonek, kłamałam... nie umiem... ;]
Weterynarza i szczepienia załatwialiśmy przed samym wyjazdem ... ;)
obiecuję, że do Poznania się ogarnę ;) chyba,,,
na koniec wrzucam moją ulubioną fotkę, bo nie moge się oprzeć ^^
Hahahhaha ostatnie zdjęcie wymiata <3
OdpowiedzUsuńKasia gdzie jest to Shire? :D
nom ^^ mnie też urzekło ;)
OdpowiedzUsuńOluś, to są łąki gdzieś pomiędzy Rybnicą a Wojcieszycami :)
Ostatnie zdjęcie jest po prostu genialne i ta mina Pippina... bezcenne....
OdpowiedzUsuńOstatnie zdjęcie mistrzostwo! :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy!
Śledź też pies
Super zdjęcia, szczególnie ostatnie :)
OdpowiedzUsuńMÓJ BLOG
Spodzień pierwsza klasa :D
OdpowiedzUsuńI podpisuje się pod komentarzami wyżej, to zdjęcie wygrało ^^
dzięki Dziewczyny! :)
OdpowiedzUsuńOstatnia fota zarąbista :D A te portki no genialny wynalazek :D No to widzimy się ponownie w Poznaniu :)
OdpowiedzUsuń:D dzieki! :) i do zobaczenia! :)
OdpowiedzUsuń