16 stycznia 2014

Winiary pomysł na… udany trening ;)


Nigdy więcej…

Po co są beznadziejne, nieudane, denne, wnerwiające, niemające racji bytu, jednym słowem – wkurwiające treningi? Otóż, jeśli się zatrzymać tyko na tym, że nas nieziemsko wkurwiły, to praktycznie, po nic. Lepiej rzucić wszystko w cholerę, i w sumie, to wtedy ma się ochotę tylko na to…Ale jeśli spojrzeć głębiej, to się dopiero da zrobić jak nam emocje opadną do cenzuralnego poziomu, to okazuje się, że takie treningi są po to żeby wyciągnąć z nich wnioski! O rany jakie to oklepane stwierdzenie…Ale taka prawda, cóż…człowiek chce być „oryginalny”, a tu się okazuje, że nas dotyczą te sama prawa natury co wszystkich, cóż trza spokornieć, uderzyć się w pierś i przyznać przed samym sobą, że się spieprzyło (i przeprosić psa, że musiał biedaczek brać w tym udział).

Z pamiętnika Młodej zielarki…

Jaaaka pięęękna pogoda, cudowne przedpołudnie i kuuupa wolnego czasu więc wio do parku na dyski! Pies pod pachą, dyski, piłki, szarpaki w plecaku, planu brak…nieważne! (taaa…jasne…)
<Na łące> co by tu porobić…hmmm może vaulty od nogi, to umie, więc pójdzie gładko na początek (poszło) no to teraz hmmm może by tak spróbować zig-zag (mocno średnio) nie no lipa….dooobra zróbmy tossa (pięęęęknie, chociaż nie do końca) w takim wypadku wróćmy do leg vaultów, ale nie klękanych tylko wyżej (kicha totalna…) ok, wróćmy do klękanych…(o zgrozo ! nie działa! Nie umie! Przebiega po nodze i się nie odbija, chociaż od 2 miesięcy to potrafi!? Wiem, że potrafi więc cisnę pieseczka żeby ruszył doopeczkę i odbił się od nogi i po jakichś 15x… odbił się<!>, ale kiepskawo…trza powtórzyć…po kolejnych 5x …powtórzył, ale i ten wykon dupy nie urywał…) dajemy sobie spokój….zbieram dyski… między jednym wyrzutem dysku a kolejnymi sypią się moje bluzgi i coraz szybciej drga mi żyłka na skroni, jestem na maxa wkurzona na siebie i na psa, a co. Wszystko to nie tak, jak miało być! Ale zadając sobie pytanie za 3 punkty <jak miało być?> nie umiem na nie odpowiedzieć, bo przecież NIE MAIAŁAM PLANU tego treningu, no nic, nawet mętnej wizji! Robiliśmy wszystko i tak naprawdę nic…Zamiast wybrać sobie 1 czy 2 elementy fristajlowe, rozłożyć je na części pierwsze, ułożyć do nich ćwiczenia dla siebie i psa i ładnie wpleść je w spacer (np. po jednym ćwiczeniu zrobię na początku spaceru, potem kilka ćwiczeń zrobimy jak dojdziemy na polanę, a ostatnie najlżejsze jak będziemy już zmęczeni wracać do domu…) to głupi człowiek nie dość, że bez planu, to jeszcze robi wszystko na raz, a pod koniec pseudo treningu wymaga cudów od psa… ysz…

Edit <dzień później>

Zrobiłam plan…nie wzięłam dysków…za to spakowałam piłki, ulubiony szarpak i żarcie (grunt to odpowiednia motywacja)

Na początek spaceru zrobiliśmy kilka rundek za pilką w ramach rozgrzewki, potem rozciąganie i wskakiwanie z miejsca na wysokie słupki i psie przysiady w ramach ćwiczeń na mięśnie nożno-dupne…potem nastąpiły radosne samopasne pląsy pieseczka po parku…potem ciasne obieganie przeciwległych drzew w ramach treningu do zig- zaka i odbicia od klaty, bo pieseczka zdecydowanie energia rozpierała…znów dzikie psie samopasne pląsy w kierunku stawu…a po drodze do domu <out> na odległość…wszystko wyszło bossssko J łatwo, prosto i przyjemnie niczym „Winiary pomysł na… udany trening” ;)

happiness is only real when shared ;) z Teklizną :) 



2 komentarze:

  1. nom, najśmieszniejsze (i tragiczne za razem) jest to,że każdy to wie :) mase razy już to przerabial, a i tak wali te same blędy ;) hehe te nasze psy, to muszą być anielsko cierpliwe ;)

    OdpowiedzUsuń

AddThis