1 września 2014

Run Pippin! run... :)!

co zrobić żeby przez tydzień mieć największe zakwasy w życiu?  żeby doszczętnie obtłuc sobie palec u nogi? żeby paść ze zmęczenia i nie mieć siły nawet mrugać? żeby poczuć się jak milion baksów, czuć ogromną dumę i MIEĆ OCHOTĘ NA WIĘCEJ!? :) 
to proste...
wstań rano, wyjrzyj przez okno i stwierdź, że w gruncie rzeczy, to jest to dobry dzień na dogtrekking :D 
W sobotkę o 8 rano pojechaliśmy do Przesieki na Puchar Polski w Dogtrekkingu żeby się zapisać na trasę midium - 26 km w kategorii drużynowej, czyli Soszka, Soszka & Pippin :) 
Plan był mniej więcej taki: nie biegamy, nie truchtamy, idziemy szybkim marszem i przez całą drogę takie tempo utrzymujemy, nie musimy być na podium, byleby nie być ostatnimi, mamy się dobrze bawić, przecież nie gramy o złote gacie... taaa .... srały muchy będzie wiosna.... ;) 
Zapisy poczynione, dostaliśmy pakiet startowy, numerek, którego Kuba z żadne skarby nie chciał przyczepić sobie do koszulki, twierdząc że on tu jest tylko osobą towarzyszącą i że to mój wymysł więc ja mam się pod ten numerek podczepić...ostatecznie udało mi się go przytwierdzić do Kubowego plecaka...


odprawę techniczną potraktowaliśmy dość hmm.... luźno, bo przecież teren znamy... ja siedziałam w toitoju, a kuba coś sobie dłubał...co zaowocowało małą wpadką na trasie ;) 

No więc z takim karygodnym podejściem do tematu stanęliśmy na starcie w pierwszej linii... i już po 3 sekundach po starcie prawie wszyscy nas wyprzedzili, bo przecież my nie biegamy ;) zaczęliśmy bieg już za pierwszym zakrętem... ;) 


trasa w porównaniu z tą z 2012 roku (oglądaliśmy mapki)  była mega hardcorowa...
już na 2 pkt (z 9) 2/3 grupy się zgubiło...potem nie było wcale lepiej ... mega ostre podejścia..,ok...już nie podejścia tylko podbiegi...pod górę, potem w dół...po kamieniach,,,biegiem,,,do tej pory boli mnie wszystko, ale to absolutnie wszystko, mięśnie o których istnieniu nie miałam bladego pojęcia...
Kuba, któremu włączył się tryb "złote gacie będą moje" doprowadzał mnie momentami do szału... "no szybciej, przegoniłem z górki już 3 pary, ale musiałem czekać na ciebie i oni znów nas śmignęli, teraz musisz szybciej biec, to będziemy mieli szanse, no dawaj..." te i inne pseudomotywujące zdania wygłaszał mój K. który przecież przyszedł na zawody, tylko po to żeby mi towarzyszyć ... ;) 3 pary śmignęliśmy, na ostatnich kilometrach, kiedy mój palec wył w bucie o zlitowanie...zostały jeszcze dwie i 2 km do mety... nie ma szans! ja już nie mogę, Kuba 30 metrów przede mną i sie piekli... ;] i nagle ... para przed nami, źle skręciła! kilometr przed metą mylą drogi, tracąc cenny czas na odnalezienie ścieżki! I w tym momencie na scenę wkracza Kuba i jego "doping" - Soszka! no biegnij, wysil się chociaż raz! ... ;] wysiliłam się...żeby do niego dobiec i urwać mu łeb :) 
na metę wbiegliśmy,,,
zegar pokazał 04:09:54.66
koniec
podszedł do nas jeden z organizatorów krzycząc, że mamy 2 miejsce!
Kuba z wielkim uśmiechem lata szczęśliwy - tak mu zostało do dziś... :) ja się czuję jak milion dolców, bo dałam radę! Mimo, że nie mieliśmy wypaśnych sprzętów ani przygotowania, daliśmy radę! Pippin był najdzielniejszym psem pod Słońcem! pięknie ciągnął przez całą drogę, utrzymywał wysoką motywację, nie pokazał ani razu, że ma dość, że jest zmęczony, biegł na maksa! :) ech...

na sam koniec było losowanie dodatkowych nagród dla wszystkich uczestników dogtrekkingu :) Jak się okazało w stawce był kupon na trekkingowe buty od Merrella... Kubie aż się oczy zaświeciły ;) więc kiedy wyczytali nasz numer, którego tak bardzo nie chciał sobie przyczepić do koszulki, z wrażenia paszcza mu opadła i kupon musiałam iść odebrać sama ;) 
Także ta sobota, na długo zapisze się wielkim plusem w naszym kalendarzu :) Każdy z nas wrócił do domu obolały, ale szczęśliwy, Pipczak miał mega spacer, wygrał wór karmy i masę smakołyków, Kuba wygrał buty (całą trasę przebiegł biedak w sandałach ;p), a ja wiem, że potrafię i że jestem silna...dałam radę!

w przyszłym sezonie mamy zamiar bronić tytułu !

5 komentarzy:

  1. WOW, ale warto było! Zmęczyłam się samym opisem wysiłku :)

    Szczerze powiedziawszy w żadnym razie inne pary mnie wyprzedzające nie wzmagają mojej motywacji (tylko mnie wkurzają:P). Kusi i nęci mnie wzięcie udział w takiej imprezie, tylko to współzawodnictwo mnie mierzi :)

    OdpowiedzUsuń
  2. z czystym sumieniem przyzam, ze tak, było warto, ale żeby to był mój ulubiony sport, to zdecydowanie nie ;) tak sama dla siebie jakbym miała to przejść, tak rekreacyjnie, to super fun :) po drodze kilka foteczek, jagódki, woda w strumykach do pomoczenia nóżek :) ale w tym biegu nie ma czasu! z tego wyszedł chyba bardziej canicross niż dogtrekking ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. O właśnie ! Ja wolę bez parcia tu jagódka, tam obłoczek, a do tego quest (tak jak na wakacjach - idziemy po piwo przez las - i prosze jest dogtrekking, jest rekreacja jest quest :P)

    OdpowiedzUsuń
  4. otototototo! dobrze gadasz! :D niestety realia są "trochę" inne ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajnie że organizowane są takie wydarzenia.

    OdpowiedzUsuń

AddThis